Złapała na błędzie Roberta Makłowicza, spotkała w samolocie Cristiano Ronaldo, zna bardzo dobrze miejsca, w których kręcono „Gwiezdne wojny”. Renata Sadko Nóbrega, Polka mieszkająca od ponad 22 lat na Maderze i licencjonowana przewodniczka na wyspie, opowiada, jakie atrakcje czekają na turystów odwiedzających krainę wiecznej wiosny i na co warto zwrócić szczególną uwagę.
Paweł Brol: Od wielu lat mieszkasz na portugalskiej wyspie Madera, jesteś licencjonowaną przewodniczką, na pewno znasz ten teren jak własną kieszeń. Czy jest coś jeszcze w stanie cię zaskoczyć, jeśli chodzi o krainę wiecznej wiosny?
Renata Sadko Nóbrega*: Mieszkam na wyspie od 22 lat, a od 13 lat jestem przewodniczką. Zanim nią zostałam, już wcześniej ze znajomymi dużo chodziłam po górach i lewadach. Zresztą, w Polsce również przemierzyłam wiele szlaków, bo jestem z Katowic i miałam blisko do Beskidów. Wydawało mi się, że dobrze znam Maderę, aż nastał covid. W czasie pandemii świat się pozamykał, więc my, przewodnicy pozostaliśmy bez pracy. U nas – mam na myśli Maderę – nie było tak wielkich obostrzeń jak w Polsce, mogliśmy wyjść z domu, oczywiście zachowując wszystkie wytyczne. I moi znajomi przewodnicy, panowie, którzy chyba nie mogli za długo wysiedzieć w czterech ścianach, postanowili wprowadzić to w czyn. Zaczęli chodzić po takich szlakach, o których mi się nawet nie śniło (śmiech). Kiedyś dziadkowie i pradziadkowie obecnych mieszkańców Madery, aby przemieścić się z jednej części wyspy na drugą, musieli pokonywać duże odległości na wymagającym terenie na piechotę. Oni wtedy podążali ich śladami.
To jednak nie wszystko, bo czasami zaskakujące potrafią być szlaki wzdłuż lewad, które dobrze znam. W jednym dniu pojawiają się wokół nich chmury, w drugich nie, zmienia się nasłonecznienie, o każdej porze roku kwitną inne rośliny. Z racji tego, że pracuję jako przewodniczka, na szlakach za każdym razem towarzyszą mi inni ludzie, dlatego za każdym razem moje postrzeganie Madery jest inne. Wyspa nadal w jakiejś części pozostaje dla mnie nieodkryta.
Rozumiem, że po pandemii ruch turystyczny się odbudował?
Tak, teraz mamy bardzo dużo turystów. Od 2 lat bijemy pod tym względem rekordy. Wpływa na to m.in. obecność influencerów. Madera stworzyła dobre warunki do pracy zdalnej, co przyciągnęło ludzi aktywnych w sieci, także z Polski. Jako pierwsi otworzyliśmy wioskę dla cyfrowych nomadów, która szybko zyskała popularność. Dzięki tak dużej promocji, turystów jest obecnie więcej niż przed covidem i przede wszystkim przylatuje dużo młodych osób. Kiedyś mówiono o Maderze, że to taka destynacja dla osób starszych, emerytów i nowożeńców. Nadal te osoby przylatują na Maderę, ale powoli zmienia się profil turysty odwiedzającego wyspę. Mamy coraz więcej turystów młodszych. Obserwując ich, mam wrażenie, że trend młodszego turysty przyniósł ze sobą większą powierzchowność w zwiedzaniu. Objawia się on mniejszym zainteresowaniem poznania miejsca, jego historii, kultury, obyczajów, ludzi, a większym naciskiem na odwiedzanie jedynie popularnych miejsc znanych ze zdjęć z mediów społecznościowych. Madera stała się też bardziej dostępna za sprawą tanich linii lotniczych, za pośrednictwem których na wakacje można przeznaczyć mniejszy budżet. Polacy są w tym momencie czwartym narodem obcokrajowców najczęściej odwiedzających wyspę.
Właśnie o rodaków chciałem cię zapytać. Kiedy byłem na wyspie niecałe 10 lat temu, pani z biura podróży, mieszkanka Funchal, stolicy Madery, zapytała mnie, jaki mamy klimat w Polsce. Nie znała za dobrze naszego kraju, bo – jak twierdziła – Polacy dopiero od niedawna masowo przylatują na Maderę. To się zmieniło?
Powiem ci, jak to wyglądało 22 lata temu. Wtedy na Maderze mieszkało maksymalnie 20–30 Polaków. Gdy przyjechałam na wyspę i powiedziałam, że jestem z Polski, to Maderczycy w ogóle nie wiedzieli, gdzie leży nasz kraj. Polskę kojarzyli jedynie z Janem Pawłem II i Młynarczykiem.
Bo Jan Paweł II był raz z pielgrzymką na Maderze.
Tak, a Młynarczyk grał w FC Porto. W Portugalii wszyscy interesują się piłką nożną, dlatego często kojarzą kraje po narodowości piłkarzy. Obecnie Polska jest utożsamiana z Lewandowskim. Nasz kraj jako kierunek turystyczny za bardzo ich nie interesuje ze względu na zimno. Jeśli Portugalczycy wyjeżdżają gdzieś na urlop, to raczej celują w destynacje plażowe na Wyspach Kanaryjskich, Dominikanie, w Algarve czy Brazylii. Między Maderą a Polską, nie licząc firm związanych z branżą turystyczną, nie ma zbyt wielu kontaktów biznesowych.
Około 15 lat temu zaczęli pojawiać się polscy turyści za sprawą biur podróży organizujących tutaj wakacje, ale – jak wspomniałam wcześniej – byli to głównie emeryci. Dopiero w okresie pandemii doszło do znaczących zmian. Na wyspę przyleciało wiele rodzin z dziećmi, które pozostawały na nauce zdalnej. Wyspa oferowała lepszą pogodę i mniejsze restrykcje covidowe. Niektóre z tych osób postanowiły osiedlić się tutaj na stałe. Jedni polecali to miejsce drugim, dzięki czemu Polacy masowo ruszyli w stronę Madery.
Jeśli chodzi zaś o mieszkańców, obecne oficjalne statystyki podają, że Polaków na Maderze jest 277, ale to dotyczy tylko tych, którzy mają kartę rezydenta. Natomiast do tego należałoby dodać osoby takie jak ja, które na wyspie są od dawna i mają już podwójne obywatelstwo. Podobnie statystyki nie obejmują ludzi pracujących zdalnie i nie zgłosiły swojego pobytu w lokalnym urzędzie skarbowym czy gminie. Ponieważ nie mamy na Maderze przedstawicielstwa konsularnego, polskiego Kościoła ani żadnych instytucji, które by nas jednoczyły przy okazji różnych świąt, brakuje okazji, aby cała lokalna Polonia się spotkała. Dopiero wtedy moglibyśmy się zliczyć.
A może wcześniejsze, rzadsze wizyty Polaków na Maderze wynikały także ze strachu przed lądowaniem na słynącym kiedyś z niebezpieczeństw lotnisku im. Cristiano Ronaldo?
To nie jest strach, to niewiedza (śmiech). Lotnisko na Maderze należy do jednych z najbezpieczniejszych, ponieważ na nim lądują najlepsi piloci, więc my jesteśmy w rękach śmietanki lotnictwa.
To prawda, że trzeba mieć specjalną licencję, żeby lądować na tym lotnisku?
Tak, nie każdy pilot może lądować na Maderze. Zdarzają się sytuacje, że samolot nie dostaje zezwolenia nawet w sytuacjach kryzysowych. Kiedyś leciał samolot z Wysp Kanaryjskich do Wielkiej Brytanii. Jedna z osób przebywająca na pokładzie miała stan przedzawałowy. Akurat maszyna przelatywała w okolicach naszej wyspy, ale pilot nie miał uprawnień do lądowania tutaj, więc skierowano go na lotnisko w Porto Santo, które leży kilkadziesiąt kilometrów od Madery. Na nim można swobodnie lądować przy każdych warunkach atmosferycznych. Problem z Porto Santo jest taki, że nie ma tam szpitala. Ta osoba musiała więc zostać przetransportowana helikopterem wojskowym do szpitala w Funchal. Pilot nie może narazić wszystkich pasażerów samolotu nawet z powodu poważnego problemu jednej osoby.
Skoro wspomniałem o tym, że wasze lotnisko nosi imię Cristiano Ronaldo, to może porozmawiajmy o piłce. Jeden z najlepszych piłkarzy na świecie urodził się bowiem na Maderze, tam się wychował i stawiał swoje pierwsze kroki w tej dyscyplinie. Co więcej, dzisiaj w stolicy stoi jego muzeum. Czy Ronaldo często odwiedza wyspę i czy zdarzyło ci się go spotkać?
Ze względu na napięty kalendarz zawodowy, CR7 za często nie odwiedza Madery. Przylatuje raz na dwa lata, może raz do roku. Ostatnim razem był na sylwestra ubiegłego roku, co odnotowano nawet w polskiej prasie brukowej. A wszystko za sprawą urodzin pani Dolores, mamy Cristiano. Piłkarz obdarował ją wypasionym, czarnym Porshe.
Czy miałam okazję spotkać CR? Tak, miałam nawet okazję lecieć z nim w jednym samolocie, ale to były czasy, kiedy o Ronaldo słyszeli tylko Portugalczycy. Mówimy o 2003 roku.
Co ciekawe, zdarzyło mi się już kilka wycieczek z turystami, których to kilkunastoletnie dzieci namówiły na wakacje na Maderze tylko z powodu odwiedzenia miejsca dorastania Cristiano Ronaldo (śmiech).
Wróćmy do uroków Madery. Wyspa łączy góry z oceanem, ciepło jest przez cały rok, mówi się przecież, że to „kraina wiecznej wiosny”, wszędzie widać zamiłowanie Maderczyków do roślinności, zresztą bogato porastającej cały region. Spacerując po Funchal, co rusz widziałem balkony i ogródki całe w pięknych kwiatach. Co jeszcze przyciąga do was turystów?
Można powiedzieć, że Madera ma cały pakiet atrakcji przyciągających tutaj turystów. Na pewno wiele osób odwiedza wyspę ze względu na walory krajobrazowe, które pozwalają na odpoczynek na łonie natury. Funchal jest urokliwe, ale nikt nie obiera sobie za cel city break w stolicy. Gości bardziej fascynuje możliwość znalezienia się tego samego dnia w górach na wysokości 1800 metrów, a później kąpieli w oceanie. Madera, ale też wyspy azorskie należące do Portugalii, często nazywa się „Hawajami Europy”. Są zarazem egzotyczne i położone w stosunkowo niedalekiej odległości od starego kontynentu. Na wyspie znajduje się bardzo dużo tras trekkingowych, umożliwiających aktywne spędzenie urlopu. Oczywiście nie można zapomnieć o gastronomii, ale wątpię, żeby ktoś przylatywał na wyspę tylko z powodu czarnego pałasza czy szaszłyków. Kuchnia jest doskonałym uzupełnieniem pobytu.
Trzeba również wspomnieć o Porto Santo. Należy do archipelagu Madery. Ta wyspa jest o wiele mniejsza i także zamieszkała. Jej największym skarbem jest piękna, dziewięciokilometrowa biała, naturalna plaża. Madera takiej nie ma, dlatego Włosi, Portugalczycy czy Hiszpanie na wakacje bardzo często wybierają właśnie Porto Santo.
A jak jest z mieszkańcami Madery? Ja ich zapamiętałem jako otwartych, komunikatywnych i ufnych.
To się zmienia. Kiedy przed pandemią turystów było mniej, a ci, co przyjeżdżali, potrafili podróżować z szacunkiem dla lokalnej kultury i prawa, wówczas mieszkańcy podchodzili do nich zawsze w taki sposób, jak zapamiętałeś. Teraz mamy więcej turystów, o wiele młodszych i niestety niekoniecznie odpowiedzialnych. Zdarza się, że wchodzą na zamknięte szlaki. Ostatnio na maderskich portalach krążyło zdjęcie nagiego turysty, zrobione pod jednym z wodospadów. Oczywiście nie chcę generalizować, ale niektórzy już naprawdę nie wiedzą, co wymyślić, aby zdobyć większe zasięgi i ilość polubień pod zdjęciem w swoich mediach społecznościowych. Popularna stała się również turystyka niskobudżetowa, do tego stopnia, że ludzie śpią pod chmurką albo w wypożyczonym samochodzie. Nie ma nic złego w podróżach z plecakiem, ale problem rodzi się wtedy, gdy nocują w nieautoryzowanych miejscach, rozpalają ogniska przy użyciu endemicznej, chronionej roślinności i do tego zostawiają za sobą pełno śmieci. Takie sytuacje są nowe dla Maderczyków i bardzo żywo dyskutowane.
Na wyspie turyści nie płacą za jakiekolwiek akcje ratunkowe. Obecnie opracowywana jest ustawa, na podstawie której za jakiekolwiek akcje ratunkowe wykonane poza szlakami rekomendowanymi i oficjalnie otwartymi kosztami będą obciążani turyści. Mieszkańcy wyspy nadal darzą dużym szacunkiem odwiedzających wyspę gości i w stosunku do nich są bardzo sympatyczni oraz uprzejmi. Turystyka jest ważna dla Madery, bo zapewnia około 30 procent dochodu wyspy. Oczywiście inne branże też z niej korzystają, np. rolnicy, rybacy czy nawet osoby sprzedające pamiątki w sklepach. Jestem więc zwolenniczką turystyki zrównoważonej i taką powinniśmy promować.
Przejdźmy do kulinariów, bo przecież wasza wyspa słynie z własnych potraw i smacznych produktów. Wspomniałaś o czarnym pałaszu (espada), znany jest także szaszłyk (espetada), chleb bolo do caco. Co króluje na waszych stołach?
Zacznę od czarnego pałasza, bo jestem świeżo po urlopie w Japonii…
No właśnie, czy miałaś okazję go tam spróbować? W przewodnikach piszą, że ta ryba występuje tylko w dwóch miejscach na świecie: w Kraju Kwitnącej Wiśni i na Maderze.
Pokazywałam im zdjęcia naszego czarnego pałasza i Japończycy nie wiedzieli, co to za stworzenie. Jedzą węgorze, owszem, ale wątpię, żeby osoby piszące przewodniki pomyliły ze sobą te dwie ryby (śmiech). Japonię zwiedziłam od Tokio do krańca południowego i ani razu nie spotkałam się z pałaszem, a pytałam miejscowych o niego. Tę sprawę jeszcze wyjaśnię. Wszystkim jednak polecam zamówienie sobie espady na Maderze. Podaje się ją w formie filetu, koniecznie w panierce, bo jej mięso jest tak delikatne, że bez panierki mogłoby się rozpaść przy przygotowaniu. W naszych restauracjach pałasza serwuje się z bananami, a czasami również z sosem marakujowym, co stanowi bardzo smaczną kombinację.
Wyławiamy też bardzo dużo tuńczyków i przyrządzamy na kilka sposobów. Zarówno tuńczyki, jak i pałasze są poławiane w nocy, a za dnia trafiają do sprzedaży oraz lokalnych restauracji.
Z dań mięsnych wspomniałeś o szaszłykach. Używamy do nich wołowiny, słabo albo średnio wysmażonej. Pięć, sześć kawałków mięsa nabija się na metrowy szpikulec. Pomiędzy tymi kawałkami nie umieszczamy żadnych warzyw. Mięso jest wysmażane na żarze. W restauracjach typowo szaszłykowych espetady zawieszane są na specjalnie zamontowanych do stołów wieszakach, z których goście sztućcami zdejmują sobie mięso na talerz. Sami Maderczycy uwielbiają to danie, zwłaszcza na różnego rodzaju odpustach. Podczas tych uroczystości można spotkać się z sytuacją, że kawałki mięsa są nabijane na gałązkę drzewa wawrzynowego. To już jednak rzadkość, gdyż las laurowy obecnie obejmuje już tylko około 17 procent wyspy i znajduje się pod ochroną. Ponadto, taka gałązka po dwóch, trzech wypiekach nadaje się już tylko do wyrzucenia.
W restauracjach jako przystawka bardzo często jest podawany maderski chleb bolo do caco, którego nie wypieka się w piecu, ale wysmaża na rozgrzanej blasze. Dawniej robiło się to na gorącym kamieniu. Chleb wygląda jak placuszek i serwuje się go z masłem czosnkowym.
Maderę kojarzy się również ze świeżymi owocami. Spore wrażenie zrobił na mnie widok plantacji bananów porastających zbocza południowej części wyspy. W smaku są inne niż te, które jemy w Polsce, bo mniej cierpkie i słodsze. Można u was dostać także wiele odmian marakui. Są jeszcze egzotyczne owoce. Jakiś czas temu na facebookowej stronie prowadzonej przez ciebie „Madera z nami – polski przewodnik na Maderze” umieściłaś zdjęcia kilku z nich z pytaniem o ich nazwy. Zadanie okazało się trudne. Sam pamiętam ze swojego pobytu, że kupiłem na targu Mercado dos Lavradores w Funchal ni to banana, ni ananasa, z którym potem miałem następujący problem: jak to zjeść? Ostatecznie poległem, a dopiero po latach dowiedziałem się, że to Monstera Deliciosa, owoc, który dopiero nadaje się do jedzenia, jak zacznie opadać jego zielona skórka.
To zależy, co dla kogo jest egzotyczne. 10 lat temu zabrałam Maderczyków do Polski i okazało się, że oni nie znali rabarbaru. Podobne zdziwienie wywołało spożywanie przeze mnie słonecznika, który na wyspie jedzą tylko papugi (śmiech). Mało kto wiedział, jak wygląda porzeczka, więc miejmy świadomość, że to zaskoczenie działa w dwie strony.
Przechodząc do maderskich owoców, rzeczywiście, banany są może mniejsze, ale smaczniejsze. Polacy importują ten owoc z Ameryki Południowej i jest on innej odmiany. Maderczycy lubią swoje banany, bo są nie tylko smaczne, ale i kaloryczne. Kiedy na wsypie panowała duża bieda, mieszkańcy przygotowywali kanapki właśnie z bananem.
Jeśli chodzi o marakuje, to występują one w różnych częściach świata i mają bardzo dużo odmian. Na Maderze najpopularniejsza to odmiana fioletowa – roxa. Pulpę z tej marakui wykorzystuje się do robienia ponchy i deserów. W sprzedaży są obecne również marakuje cytrynowe, pomarańczowe czy też bananowe, ale ja nazwałabym je raczej ciekawostkami. Nie są to zbyt popularne uprawy. I – co warto podkreślić – marakuje cytrynowe lub pomarańczowe nie są krzyżówkami owoców. Nazewnictwo wzięło się z powodu zewnętrznego podobieństwa do innych owoców.
Co do monstery – faktycznie ona kwitnie i ma jadalne owoce. Roślina przypomina kształtem banana i ananasa, stąd nazywa się ją bananem ananasowym. Polacy widzą w niej szyszkę. Ale padły już bardziej odważne propozycje zastępczego nazewnictwa takie jak „tęsknota za mężem” albo „ukojenie wdowy” (śmiech). Monsterę je się dopiero wtedy, gdy zaczyna pękać. Jeśli jeszcze nie pęka, to oznacza, że nie jest dojrzała, a znajdujące się w niej szczawiany mogłyby doprowadzić do reakcji alergicznej. Owoc monstery dojrzewa/pęka przez dwa, trzy dni. Wtedy łuski zaczynają stopniowo odpadać. Jadalny jest środek, który ma miękkość podobną do banana, ale strukturę kukurydzy. W smaku przypomina mieszankę banana z gruszką, może jabłkiem. Co ciekawe, nie spotkałam się jeszcze z tym, żeby ludzie jedli monsterę gdzieś poza Maderą. Na przykład w Meksyku, gdzie również rośnie, nie ma takiego zwyczaju.
Z powodu zmian klimatycznych, obserwowanych również na Maderze, rolnicy zaczynają sprowadzać na wyspę i uprawiać inne, kiedyś niespotykane owoce, jak na przykład pitaję, zwaną smoczym owocem. Mamy już dwóch, trzech rolników, którzy ją uprawiają. Za 50 lat może się okazać, że to będzie typowy owoc dla Madery. Podobnie było u początków zasiedlenia wyspy, gdzie nie rosło tutaj nic oprócz lasów. Dopiero ludzie sprowadzili do niej różne rośliny, początkowo przede wszystkim trzcinę cukrową, której produkt w XV wieku był nazywany białym złotem. Wtedy większość cukru w Europie Zachodniej pochodziło z Madery. Dzisiaj tej trzciny mamy o wiele mniej. Co ciekawe, nie wyrabia się już cukru, ale rum i miód. Jednak nie wszystko na wyspie się przyjmie. Kiedyś z Polski przywiozłam krzaki porzeczki, które niestety się nie zaaklimatyzowały. Podobnie stało się z rabarbarem.
Na koniec tematu kulinarnego chcę cię zapytać o alkohole. Produkujecie popularne na całym świecie wino madeira. To jednak nie wszystko, bo przysmakiem na wyspie jest mocny trunek – poncha. Ponoć po kilku szklankach każdy zaczyna mówić po portugalsku. Niedawno na wyspie swój program kręcił Robert Makłowicz, który – jak napisałaś w mediach społecznościowych – barwnie i ciekawie opowiadał o Maderze, ale mówiąc o składnikach ponchy popełnił błąd.
Zacznę od wina madeiry. Jest to wino wzmacniane i rzeczywiście znajduje się w każdym maderskim domu, ale pije się je sporadycznie. Bardzo uogólniając, porównałabym je do likieru. W okresie Świąt Bożego Narodzenia madeira i wiśniówka jest obecna na każdym stole. Natomiast niekwestionowaną królową maderskich barów oraz restauracji jest poncha, pita bardzo chętnie zarówno przez turystów, jak i miejscowych. Różnica polega na tym, że ci drudzy nigdy nie kupują zabutelkowanej ponchy. Ten drink musi być świeżo przygotowany, wtedy jest najlepszy. Podobnie jak Polacy spotykają się na piwie, tak my chodzimy na ponchę. U nas mawiają, że jedna poncha jest na zdrowie, po dwóch człowiek staje się weselszy, a po trzech plączą mu się nogi. Do tego jest jeszcze jedna pułapka. Poncha zaczyna działać dopiero po 30 minutach (śmiech).
Robert Makłowicz ładnie opowiadał o Maderze, ale chwyciłam go na jednym błędzie. Powiedział, że do ponchy dodajemy miodu z trzciny cukrowej, a to nieprawda. Do ponchy dodajemy miodu pszczelego. Produkowany na wyspie miód z trzciny cukrowej technicznie nie jest miodem, ponieważ nie jest efektem pracy pszczół. Jest uzyskiwany przez ogrzewanie soku z wyciśniętej trzciny cukrowej. Kiedy woda odparowuje, powstaje syrop, który potocznie nazywamy tutaj miodem z trzciny (mendykaną, co w Polsce tłumaczy się słowem melasa). I ten syrop dodaje się do ciast, herbatników czy też wykorzystuje jako polewę do maderskich pączków w okresie karnawału, ale nigdy nie dodaje się go do ponchy! Jeśli ktoś przywiózł z wakacji do domu maderskie aguardante, to sam może zrobić sobie takiego drinka. Wystarczy dokupić cytrynę, pomarańczę i właśnie miód.
Frapuje mnie jeszcze coś. Co wspólnego ma Madera z „Gwiezdnymi wojnami”?
To się okaże, bo serial nie miał jeszcze swojej premiery. W ubiegłym roku ekipa filmowców gościła na Maderze. Wszystko było owiane wielką tajemnicą, dostęp do miejsc, gdzie kręcili sceny został zablokowany w promieniu czasami i kilku kilometrów. Sceny nakręcono na półwyspie Świętego Wawrzyńca – i właśnie kadr z tej sceny wykorzystano jako poster reklamujący tę serię „Gwiezdnych wojen” – oraz w Fanal, które porasta rozłożystymi drzewami, często spowitymi we mgle. Kręcili również w Seixal, gdzie jest czarna plaża i w Porto Moniz, gdzie są baseny utworzone przez lawę wulkaniczną. Wszyscy oczekujemy efektu końcowego i liczymy dni do premiery. Mieszkańcy, którzy zostali zatrudnieni przy produkcji, podpisali klauzulę o zakazie robienia zdjęć prywatnymi telefonami i przekazywaniu jakichkolwiek informacji dotyczących pracy filmowców.
Teraz można śmiało mówić, że przebywanie na Maderze to jest jakiś kosmos.
Raczej urlop nie z tej ziemi.
*Renata Sadko Nóbrega – licencjonowana przewodnicza na Maderze, od ponad 22 lat mieszkająca na tej pięknej wyspie. Szczęśliwa żona Portugalczyka, bardzo dobrze zintegrowana z lokalnym społeczeństwem. Zna bardzo dobrze język portugalski, wyspę i jej historię, zwyczaje i gastronomię. Jest na bieżąco z lokalnymi wydarzeniami. Należy do lokalnego stowarzyszenia miłośników gór. Od lat bierze czynny udział w wydarzeniach organizowanych przez Wydział Turystyki na Maderze.
Fot. główna ze zbiorów R. Sadko Nóbregi