Pokazuje: 1 - 1 of 1 WYNIKÓW
Kultura

Rozmowa z Eweliną Flintą

05.10.2023

Rozmowa
z Eweliną Flintą

KULTURA

– Powiedzieć o mnie „wokalistka rockowa”? To byłaby nieprawda – mówi Ewelina Flinta, która po kilkunastu latach wraca z nowym albumem „Mariposa”. Materiał jest już na ukończeniu i w przeciągu najbliższych miesięcy powinien ujrzeć światło dzienne. – Staram się, żeby wydarzyło się to jesienią, ale udział w programie „Twoja Twarz Brzmi Znajomo” mocno nadwyręża mój wolny czas.


Paweł Brol: Rzadko się to zdarza, ale przygotowując się do tego wywiadu miałem duży problem. Jesteś postacią nietuzinkową, nieoczywistą, której w żaden sposób nie dałoby się zamknąć w określonych ramach.

Ewelina Flinta*: Bardzo się cieszę (śmiech).

Zawsze miałaś w sobie pęd, żeby być dynamiczną i nie dać się zaszufladkować?

Nie wiem czy zawsze, ale ograniczenia zawsze mnie przyduszały i męczyły. Nigdy nie lubiłam, jak mówiło się o mnie: „wokalistka rockowa”, „wokalistka pop-rockowa”, „ta od Żałuję” albo „ta od Przystanku Woodstock”. Wszystko to oczywiście było prawdą, ale często określano mnie wybierając jedną z tych wersji, a ja tego nie lubię. Lubię śpiewać i pisać różne utwory. Świadczy o tym chociażby fakt, że od prawie 5 lat śpiewam w zespole Voice Band, z którym wykonujemy utwory przedwojenne: kabaretowe, filmowe, rewiowe i ja się genialnie czuję w innym wcieleniu, takiej przedwojennej femme fatale. I teraz powiedzieć o mnie „wokalistka rockowa”? To byłaby nieprawda.



Rzeczywiście twój styl się zmienia. Powiedziałbym, że obecnie jest nawet bardziej folkowy.

Owszem, ja bardzo lubię folk, którego będzie obecnie jest trochę na mojej płycie, a właściwie inspiracji folkowych. Ukazały się już cztery utwory. Właśnie kończę album, łapiąc każdą wolną chwilę. Miał się ukazać wcześniej, ale mnóstwo rzeczy wydarzyło się po drodze. Do tego jeszcze otrzymałam propozycję udziału w programie „Twoja Twarz Brzmi Znajomo”, która przyszła nagle. Po długich rozważaniach powiedziałam „ok, wchodzę w to”, ale to też przeszkadza mi w tworzeniu krążka.

Do tego jeszcze dojdziemy, ale chciałbym na chwilę cofnąć się do lat 90-tych, do twoich początków. Pochodzisz z Jasienia (woj. Lubuskie), a szkołę licealną kończyłaś w Lubsku, tam też wygrywałaś festiwale. Z Lubska pochodzi również aktorka Joanna Brodzik i teolog, autor wielu książek ks. prof. Andrzej Draguła. Może brzydko powiem, ale skąd w bodaj 13-tysięcznej miejscowości taka wylęgarnia artystów wysokiego szczebla?

(śmiech) Słuchaj, żeby było śmieszniej, to powiem ci, że Asi babcia i moja się znały. Chyba nawet mieszkały niedaleko siebie. Asia urodziła się w Krośnie Odrzańskim, swoją drogą tam też mam rodzinę, a do przedszkola chodziła chyba w Lubsku. Ja urodziłam się w Lubsku, parę lat tam mieszkałam i później wyprowadziliśmy się z rodziną do Jasienia.

Wiesz co, nie mam pojęcia, czy można to nazwać wylęgarnią artystów, czy jakimś przypadkiem. A może bliższe byłoby wyjaśnienie, że większość mieszkańców tamtych rejonów pochodzi z kresów i posiada kresową duszę? Nie wiem, ale rzeczywiście ciekawe, że obie jesteśmy związane z tą miejscowością.

Pochodzisz z muzycznej rodziny. Czy ty odziedziczyłaś po kimś swoją oryginalną barwę głosu à la Janis Joplin?

Widzisz, i to jest kolejna rzecz, która mnie określa (śmiech).

Przepraszam, nie chcę cię przyrównywać do Janis 1:1, ale nieco przybliżyć.

Nie przepraszaj. Mam troszeczkę zachrypnięty głos, ale moim zdaniem to nie jest Janis Joplin. Potrafię się zbliżyć do niej, ale w wyższych rejestrach. Wtedy jestem w stanie włączyć przester w swoim głosie. Różnica polega na tym, że ja go mogę mieć, ale nie muszę. To nie jest taka oczywista sprawa.

O czym przekonujemy się słuchając twoich najnowszych singli. Wróćmy do pytania: po kim odziedziczyłaś głos?

Trudno wskazać konkretną osobę, ale rzeczywiście moja rodzina głównie ze strony Flintów jest muzykalna, rozśpiewana. Babcia od strony taty śpiewała. Tata i dziadek podobnie, a do tego tata gra gra na akordeonie, tak jak kiedyś jego ojciec. Moja siostra jest również muzykalna, grać na pianinie uczyła się dużo dłużej ode mnie. Ja niestety tylko rok, bo byłam niespokojną i mało cierpliwą dziewczynką (śmiech). Granie menuetów po prostu mnie nużyło. Z dzisiejszej perspektywy trochę tego żałuję, tym bardziej, że nie była to stricte szkoła muzyczna, tylko ognisko muzyczne, więc mieliśmy więcej swobody. Wracając, babcia od strony mamy także lubiła podśpiewywać różne piosenki. I mama! Z nią jest cudowna sytuacja, bo jej naturalny głos jest jakimś cudem klasyczny. Ona nawet śmieje się z klasycznym ustawieniem głosu, sopranem albo mezzosopranem.

Jako nastolatka trafiasz na Woodstock, gdzie występujesz przed 30-tysięczną publicznością. Ponoć nie doszłoby do tego, gdyby zrządzeniem losu Jurek Owsiak nie dostał kasety z twoim nagraniem i nie wysłuchał jej w swoim samochodzie.

Rzeczywiście tak było. Mój znajomy, który wtedy współpracował z Jurkiem, Bogdan Waszkiewicz wiedział, że Jurek nie jest osobą, której można powiedzieć: „słuchaj, jest taki zespół, niech zagra”. Jemu musi się coś po prostu spodobać i ja to bardzo szanuję. Bogdan podrzucił mu więc tę kasetę do samochodu i podobno Jurek przypadkiem wrzucił ją do odtwarzacza, nie zdając sobie sprawy, czego słucha (śmiech).

Ponad 10 lat później, bo w 2009 roku występujesz już na Woodstocku jako rozpoznawalna osoba. Dzieje się to przy okazji świętowania 40 lat od zorganizowania pierwszego festiwalu w Stanach Zjednoczonych. Na miejscu jest obecny Michael Lang, jeden z pomysłodawców Woodstocku z 1969 r., który później, zapytany o wrażenia z koncertów w Polsce, mówi, że było fajnie, ale zapamięta szczególnie ciebie, wymieniając twoje imię i nazwisko. Co wtedy czujesz?

Wzruszyłam się, poleciały mi łzy. To było dla mnie coś absolutnie wyjątkowego. Jestem fanką pierwszego festiwalu Woodstock od czasów nastoletnich, słuchałam artystów, którzy tam występowali, znam film dokumentalny – polecam wszystkim, bo to przepiękna historia całego wydarzenia. Narzekano wówczas na hipisów, ale to przecież wtedy rozwinęły się również ruchy proekologiczne, feministyczne, powstało wiele pożytecznych organizacji.



Czyli Ewelina Flinta, która trafia na Woodstock, zresztą nie pierwszy raz, w pewnym sensie pasuje do aury tego festiwalu, bo ma przecież w sobie gen społecznicy.

Tak, ten gen jest bardzo wyraźny (śmiech). Wiesz, miałam nawet taki moment, kiedy zastanawiałam się, dlaczego angażuję się w to wszystko. Ale przecież już jako dziecko widziałam więcej i chciałam pomagać, reagować.. Zresztą, moja rodzina również. Może nie angażowali się bezpośrednio, nie należeli do żadnych fundacji czy stowarzyszeń, ale jeśli trzeba było komuś pomóc, to oni dostrzegali tę potrzebę i pomagali.

Od kilkunastu lat działasz na rzecz ekologii, promujesz równość kobiet i wiele innych akcji…

Wspieram Fundację Nasza Ziemia, z którą współpracuję od 15 lat i jestem jej ambasadorką. Od kilku lat jestem też członkinią rady fundacji. Nasza Ziemia rozpoczęła Akcję Sprzątania Świata w Polsce, który to pomysł przywiozła ze sobą z Australii założycielka Mira Stanisławska-Meysztowicz wraz z błogosławieństwem twórcy tej akcji Iana Kiernana. Ian to australijski żeglarz, który pewnego dnia zobaczył, jak jego plaża jest zaśmiecona i zaczął po prostu sprzątać. Z tego drobnego gestu stworzyła się wielka akcja w jego kraju, a później Mira, która całe swoje dorosłe życie spędziła w Australii i mieszka tam nadal, zamarzyła sobie, żeby przywieźć ją do wolnej Polski i to się udało. My nadal działamy, w tym roku świętujemy 30-lecie trwania Akcji Sprzątania Świata, w przyszłym roku tożsamy jubileusz obchodzić będzie sama fundacja. Mamy kontakt z większością szkół w Polsce, które również się angażują. Ilość zebranych przez nas śmieci to już setki tysięcy ton. Przede wszystkim edukujemy do sprzątania, nie śmiecenia, recyklingowania, upcyklingowania. W Polsce mamy wiele takich akcji, ale… to my byliśmy pierwsi (śmiech).

A jeśli chodzi o ruchy kobiece, to współpracuję z międzynarodowym projektem społeczno-muzycznym Sounds Like Women. Jestem też inicjatorką akcji „Możesz mi powiedzieć”. Jest tego wiele, długo by wymieniać.

Wróćmy do muzyki. Elżbieta Zapendowska udzieliła niedawno wywiadu Gazecie Wyborczej, w którym powiedziała, że wielu uczestników „Idola” próbuje się odciąć od programu. Z tobą chyba tak nie jest?

Niektórzy może rzeczywiście próbują się odciąć. Ja miałam dłuższą przerwę wydawniczą, więc wiele osób kojarzy mnie z dwoma płytami, które wcześniej nagrałam, kilkoma hitowymi utworami, w tym „Żałuję”. Z „Idola” również mnie pamiętają. Dla 22-letniej młodej kobiety, która dopiero od niespełna roku mieszkała w Warszawie, to była przede wszystkim fajna przygoda. Chwilę wcześniej pracowałam w Teatrze Buffo i nagle wydarza się coś takiego… Była to również okazja, żeby się pokazać, poznać wielu artystów. Byliśmy też pod opieką wspaniałych ludzi: makijażystów, stylistów i fryzjerów, więc mieliśmy sposobność spojrzeć na siebie w kompletnie innym wydaniu. A mimo wszystko pozostałam sobą, bo zadbałam o to, żeby różne kreacje nie przykryły mojego stylu.



Przejdźmy do tego, co robisz teraz. Przyznam się szczerze, że bardzo bałem się twoich nowych singli, bo szczególnie w młodości byłem zafascynowany twoją rockową odsłoną. Jednak miło się zaskoczyłem. Twój ostatni singiel „Sama na planecie” wydobył ze mnie emocje, wywołał ciary, mimo że leży na przeciwległym biegunie muzycznym w porównaniu z przeszłością. Gitara jest nieco chilloutowa, ale sam utwór chyba do końca chilloutowy nie jest?

Zdecydowanie nie jest. Ten utwór jest gdzieś pośrodku. Bardzo się cieszę, że ta piosenka ci się podoba, bo ja też ją lubię. „Sama na planecie” ma w sobie jakieś ciepło, fajny drive, bardzo dobry tekst autorstwa Radka Zagajewskiego. Nie jestem osobą, która cierpi na bezsenność, bo o tym jest ten utwór, ale zdarzają mi się noce, kiedy przez emocje nie mogę zasnąć. To jest rodeo, przewracasz się w łóżku z boku na bok, przychodzą różne myśli, czasem fajne, czasem nie. Na przykład dzisiaj obudziłam się o 5 rano, bo w głowie huczała mi piosenka, którą teraz przygotowuję do programu „Twoja Twarz Brzmi Znajomo”. Ja mam dobrą pamięć do tekstów czy dźwięków i jak zaczynam się uczyć jakiegoś kawałka, to on mnie dosłownie prześladuje. To jest frustrujące, ponieważ zazwyczaj śpię jak zabita.

Moje nowe utwory faktycznie bywają różne, czasami są mieszanką gatunków. To też pokazuje, że ja nie lubię się ograniczać, tkwić w jednym kolorze.

Dużo emocji odczułem, mimo że jestem męskim odbiorcą, słuchając również utworu „Zakochana”. Tutaj twoja dojrzałość jest dostrzegalna nie tylko na gruncie muzycznym, ale też tekstowym. Końcówka piosenki i takie słowa: „Pięty czerwone mam za dzień/Będą pęcherze dwa/Jak dobrze kobietą być/Gdy się takie pęcherze ma dwa/Nie mam siły już/Więc poproszę bukiet róż/Ała” to przecież już poezja.

To poetyckie, ale tak naprawdę ten utwór jest jednym wielkim żartem, z dużą dawką goryczy. On opowiada o kobiecie, która ma wdrukowany w swój umysł przymus ciągłego dopasowywania się, podejmowania starań o dobry wygląd. Przy tym pozwala na przekraczanie własnych granic, czasami również bolesnych. Nie chodzi tu tylko o ubiór, bo to jest przenośnia. Dziewczynki często się uczy, że mają być grzeczne, trzymać nóżki razem i mało się odzywać. Chłopców wychowuje się inaczej i pozwala im się na więcej. My, kobiety doskonale to znamy. To później przekłada się na nasze życie dorosłe, kiedy po prostu musimy wyczyścić te ograniczenia z głowy. Kobieta z utworu „Zakochana” bardzo się stara i ma dosyć. Nie ma siły, więc pada na twarz, prosi o bukiet róż…

I się kłuje.

Może kiedyś napiszę ciąg dalszy tej piosenki. Jak już jest wolna, idzie swoją drogą i nie ma w sobie żadnych ograniczeń.



Ewelina, twój życiorys już jest przebogaty i on ciągle się pisze, bo przecież niebawem ma się ukazać nowa płyta. Skąd decyzja o udziale w programie „Twoja Twarz Brzmi Znajomo”? Wyobrażam sobie, że bez niego również świetnie poradziłabyś sobie na tym rynku.

Wiesz, to jest trochę szaleństwo. Wcześniej już dwa razy odmówiłam udziału w tym programie. Teraz stało się inaczej, bo zaczął kusić mnie Maciek Rock, ale nie zgodziłabym się na to, gdyby do głosu nie doszła moja ciekawość tej strony aktorskiej programu. Zaledwie miesiąc przed spotkaniem z Maćkiem nagrywaliśmy teledyski z zespołem Voice Band, które pewnie niebawem się ukażą, i tam miałam do odegrania rolę przedwojennej femme fatale. Moja postać jest trochę urocza, trochę łobuzerska i świetnie się w niej czułam. Cała ekipa była zafascynowana, kiedy obserwowała moją grę. Cudowny reżyser Maciej Michalski, ksywa Archon, notabene kręcący również filmy fabularne, zachwycał się tym, co robiłam. Mówił: „zobacz, ja tylko rzucam hasło, żebyś była taka czy taka i nie wyjaśniam dokładnie, co masz zrobić, a ty to robisz w taki sposób, że po jednym ujęciu możemy kończyć”. Jedynie dla bezpieczeństwa robiliśmy duble.

Mnie urzekła twoja rola Bruce’a Springsteena w „Twoja Twarz Brzmi Znajomo”.

Bardzo ci dziękuję za te słowa, bo to nie była łatwa rola. Musiałam go grać na strasznym rozdarciu. Ustawienie głosu à la kibic, który dopinguje swoją drużynę i drze się wniebogłosy…

I dodatkowo wcześniej coś wypił.

Trochę też, ale było to bardzo wysiłkowe. Wcielenia w tych artystów, którzy chrypią, zawsze są bardziej eksploatujące. Śpiewanie z ogromną ilością również przydechów mocno obciąża struny głosowe. Jednak cieszę się, że podjęłam się tego zadania. To była pierwsza moja rola męska, z której jestem bardzo zadowolona.



Jesienią ma się ukazać twój nowy album „Mariposa”, którego fani już od jakiegoś czasu oczekują. Materiał z płyty gracie już na koncertach. Czy możemy poznać konkretną datę premiery?

Nie jestem w stanie na razie jej określić. Ciągle mówię, że album ukaże się jesienią, natomiast jestem już troszkę przerażona, bo program „Twoja Twarz Brzmi Znajomo” mocno nadwyręża mój wolny czas. Wcześniej miałam małe kłopoty ze zdrowiem, które na kilka miesięcy wyłączyły mnie z możliwości nagrywania wokali. Teraz w międzyczasie próbuję pracować nad tą płytą. Ostatnio dograłam dwa wokale, zostało mi jeszcze kilka chórków, ale pozostaje jeszcze do nagrania jakiś teledysk, zrobienie sesji zdjęciowej. Przy tym albumie mam wpływ praktycznie na wszystko do tego stopnia, że nawet tworzę ze swoim przyjacielem Wojtkiem Olszanką teledyski. W związku z tym, że mam tak dużo rzeczy na swojej głowie, to zapala mi się czerwona lampka, czy zdążę z premierą na jesień. Naprawdę staram się robić, co w mojej mocy, ale do tego dochodzą jeszcze koncerty i inne nagrania, czasem potrzebuję też po prostu odpocząć. Mam nadzieję, że nie zawiodę swoich fanów i uda się jednak zdążyć jesienią, ale gdyby nie wyszło, to wybaczcie kochani.

Wspomniałaś, że obecnie masz wpływ dosłownie na wszystko przy okazji nagrywania swojej płyty. Jesteś więc teraz bardziej wolna niż dwadzieścia lat temu?

Z pewnością. Teraz nie ma rzeczy, na którą nie mam wpływu. Wtedy jako młoda dziewczyna na część spraw mogłam mieć wpływ, ale w praktyce wyglądało to tak, że starałam się przepychać jakieś swoje koncepcje, które w konsekwencji nie zawsze były akceptowane. To mnie wiele nauczyło.

W takim razie teraz jesteś bliżej hipisowskiej idei z Woodstocku.

Zdecydowanie.


*Ewelina Flinta – wielokrotnie nagradzana piosenkarka i autorka tekstów. Zajęła drugie miejsce w pierwszej polskiej edycji programu „Idol”. Związana z zespołami i występująca w projektach m.in. Alioth, Surprise, Flinta&Palma&Fazi, Sounds Like Women, Voice Band. Dotychczas nagrała dwa albumy „Przeznaczenie” i „Nie znasz mnie”. Niebawem ukaże się jej najnowsza płyta „Mariposa”. Działaczka społeczna na rzecz m.in. ekologii i praw kobiet. Uczestniczka 19. edycji programu „Twoja Twarz Brzmi Znajomo” emitowanego na Polsacie.

Fot. główna Wojtek Olszanka