Od dziecka piosenkarka i instrumentalistka. Od niedawna studentka musicalu i aktorka. Gra tytułową postać w spektaklu „Jentl” w Teatrze Żydowskim. Występuje z Dariuszem Malejonkiem, zaśpiewała na jednej scenie z Markiem Piekarczykiem oraz zespołem AudioFeels. Obdarzona niezwykłym talentem, docenionym wieloma nagrodami, właśnie podbija polską scenę muzyczną.
Paweł Brol: Jak wyglądały twoje początki z muzyką?
Aleksandra Idkowska*: Zaczęłam bardzo dawno temu. Kiedy miałam 5 lat, wstąpiłam do chóru kościelnego. Byłam niezwykle energicznym dzieckiem, a śpiewanie w grupie trochę mnie okiełznało (śmiech). Wtedy też dużo koncertowaliśmy na wyjazdach, więc poznawałam świat muzyczny. Z drugiej strony moja rodzina jest muzykalna – wujkowie grają na gitarach, babcia również śpiewała w chórze, stąd od początku było to dla mnie naturalne środowisko. Później trafiłam do poznańskich „Skowronków”, chóru katedralnego, kształciłam się też w szkole muzycznej.
Zetknęłaś się w „Skowronkach” z legendarną perkusistką Beatą Polak? Beata była niedawno moim gościem w „To nie jest rozmowa na telefon”.
Oczywiście! To cudowna kobieta. Pani Beatka grała z nami na wielu koncertach, uczestniczyła w wielu projektach. Bardzo dobrze ją wspominam.
Wspomniałaś, że kształciłaś się w szkole muzycznej.
Tak. Od pierwszych lat podstawówki uczyłam się gry na fortepianie, więc postanowiłam kontynuować swoją edukację na tym instrumencie pod okiem profesjonalistów. Wtedy też zmieniłam szkołę z ogólnokształcącej na muzyczną. Musiałam przez to nadrobić kilka lat. Wtedy interesowałam się również grą na saksofonie, ale nie dopuszczono mnie do niego (śmiech).
Czemu?
Uważano, że powinnam skupić się na nadrabianiu nauki fortepianu. Wielka szkoda.
Jesteś znana ze śpiewania piosenek żydowskich i izraelskich. Skąd wzięło się u ciebie zainteresowanie tą muzyką?
Od razu powiem, że jeśli chodzi o muzykę kultury żydowskiej, to nie jest jedyna muzyka, jaką śpiewam. Zaznaczam, bo tworzy się pewna szufladka (śmiech). Zaczęło się w 2016 roku od Ogólnopolskiego Konkursu Piosenki Żydowskiej w Poznaniu „Piosenka może czas pokonać”. Festiwal ten wygrałam ex aequo z Jakubem Herfortem, który później zwyciężył w programie „Mam Talent”. Wtedy przygotowałam kilka utworów żydowskich i to była moja pierwsza styczność z tą muzyką. Wygrana w pewnym sensie otworzyła mi drzwi, bo po festiwalu otrzymałam wiele propozycji koncertowych, uświetnienia różnych uroczystości, m.in. śpiewałam podczas otwarcia Skweru Ireny Sendlerowej w Poznaniu. To był taki ciąg zdarzeń, który spowodował również moje zainteresowanie muzyką kultury żydowskiej. I ono towarzyszy mi do dziś. Nawet niedawno miałam przyjemność zaśpiewać koncert solowy na Festiwalu Warszawa Singera.
Czyli po części ty wybrałaś tę muzykę, a po części ona ciebie.
Coś w tym jest. Myślę, że nie ma przypadków. Miałam pojawić się na festiwalu w Poznaniu, bo być może bez tego wydarzenia wcale nie śpiewałabym dzisiaj muzyki żydowskiej.
A nie uważasz, że twój styl śpiewania bądź barwa głosu także nie pozostają bez znaczenia, jeśli chodzi o dopasowanie do muzyki żydowskiej?
Na pewno mój głos pasuje stylistycznie do tego gatunku. Znalazłam też w sobie pewną naturalność w interpretowaniu utworów żydowskich. Decydujące są jednak subiektywne odczucia słuchaczy.
Posługujesz się językiem jidysz?
Zaśpiewałam kilka utworów w jidysz, nadal są w moim repertuarze, ale nie znam tego języka ani hebrajskiego. Na początku miałam obawy, czy podołam tekstom, lecz ostatecznie ich nauka przyszła mi z lekkością.
Muzyka żydowska zawsze wydawała mi się smutna, być może dlatego, że słuchałem tej, która dotyczy czasów wojny. Jaka ona jest w rzeczywistości?
Jest bardzo różna. Przede wszystkim muzyka kultury żydowskiej ma wiele swoich odłamów. Ja zazwyczaj wykonuję smutniejsze utwory, właśnie wojenne, choć od niedawna włączam do swojego programu również weselsze, bo zauważyłam, że ludzie lubią zróżnicowanie. One są już taneczne, radosne, rytmiczne.
Angażujesz się też w muzykę polską i to taką bardzo polską, bo śpiewasz piosenki patriotyczne, również przy okazji różnych uroczystości, jak np. święta niepodległości, rocznic związanych z Powstaniem Warszawskiego. To dla ciebie ważne, również poza sferą muzyczną?
Jedno z drugim się łączy. Ważne, żeby pamiętać o przeszłości naszego kraju, o ludziach. Staram się te historie przekazać poprzez muzykę.
Koncertujesz z Dariuszem Malejonkiem, zaśpiewałaś ostatnio z Markiem Piekarczykiem. To ugruntowane i znaczące nazwiska na rynku muzycznym. Jak ci się z nimi współpracuje?
Oj, bardzo dobrze. Doceniam naszą współpracę i cieszę się, że jestem w projektach u Darka, bo to jest dla mnie ogromna nauka. Lubię koncertować z całą ekipą, która tworzy te projekty. Są pięknymi osobami, artystami, z którymi mam przyjemność stać na jednej scenie. Oprócz wspomnianego Darka Malejonka, to m.in. Marika, Anna Rusowicz, Siostry Melosik, Kasia Malejonek, Damian Ukeje, Symcha Keller i wiele innych.
Jakie są to projekty?
Przeróżne, skupione na upamiętnianiu ważnych wydarzeń historycznych, postaci, np. Ireny Sendlerowej czy rodziny Ulmów. To piękna sprawa, bo łączymy przeszłość z elementami muzyki współczesnej. Mamy nadzieję dotrzeć w ten sposób do młodzieży.
Dwukrotnie próbowałaś swoich sił w „Szansie na sukces” – w 2020 i 2022 roku. Jak wspominasz swój udział w programie i czy on wpłynął jakoś na twoją karierę?
Żeby była jasność, ja tych dwóch edycji nie wygrałam (śmiech). W pierwszym programie mierzyłam się z muzyką Edyty Geppert i wykonywałam utwór „Och życie, kocham cię nad życie”. Bardzo obawiałam się tej piosenki.
Trudny utwór.
Tak, do tego bardzo znany, więc ludzie często porównują twoje wykonanie z oryginalną wersją. Zdawałam sobie sprawę, że czeka mnie niełatwe zadanie, ale uważam, że wyszło w porządku.
Z kolei za drugim razem występowałam w odcinku z Andrzejem Rybińskim i Krystyną Giżowską, w którym zaśpiewałam piosenkę „Przeżyłam z Tobą tyle lat”. Miałam wtedy trudny czas, do tego byłam chora, więc wyszło nieco gorzej. Jednak mój udział w programie wspominam dobrze, bo zdobyłam cenne doświadczenie. W tamtym czasie często występowałam na scenie, ale nigdy przed kamerą, więc była to dla mnie nowość. Chociaż dużo bardziej stresowałam się rozmową z prowadzącym Arturem Orzechem (śmiech). Tego typu programy uczą pokory, bo nigdy nie wiadomo, jaką decyzję podejmie jury. Poznałam też wtedy sporo wspaniałych ludzi, z którymi mam kontakt do dzisiaj.
Poruszamy się na razie w sferze coverów, a jestem ciekaw, czy masz już jakiś autorski repertuar bądź czy planujesz wydanie płyty?
Na razie wykonuję covery, do których zawsze staram się dodać cząstkę siebie. Zaczęłam już pracę nad swoimi utworami, ale w moim przypadku to nie jest proste. Jestem w trakcie studiów, do tego koncertuję, gram w Teatrze Żydowskim. Sporo się dzieje, stąd czasu na tworzenie pozostaje mało. Wiem, że to brzmi jakbym się usprawiedliwiała, nie chciałabym tego robić… Ale tak, to moje marzenie i będę dążyła do jego zrealizowania.
Czy masz sprecyzowane gatunki muzyczne, wokół których będziesz tworzyć piosenki?
To ciągle ewoluuje, więc nie chciałabym się jeszcze określać.
Masz na tyle elastyczny głos, że mogłabyś swobodnie poruszać się w różnych gatunkach.
Bardzo lubię próbować nowych rzeczy, dlatego nie chcę się zamykać. Kiedyś myślałam, że mój głos pasuje tylko do delikatnych i refleksyjnych utworów. Kiedy przestałam się ograniczać i sforsowałam tę barierę w głowie, która mocno mnie określała, to zauważyłam, że dobrze czuję się też w innej stylistyce. Pomogły mi w tym również moje studia, bo uczę się na uniwersytecie muzycznym pod kątem teatru muzycznego. W dzisiejszych musicalach trzeba umieć zaśpiewać rockowo, klasycznie, balladowo. To otwiera szereg różnych możliwości wokalnych.
Wspomniałaś, że występujesz w Teatrze Żydowskim, do tego uczysz się musicalu. Skąd wzięło się u ciebie zainteresowanie aktorstwem?
Zrodziło się ono dużo później niż zainteresowanie muzyką. Nie liczę szkolnych jasełek, w których grałam anioła (śmiech). Ciężko określić dokładny moment, bo to chyba przyszło do mnie przy okazji zajmowania się muzyką. Zanim poszłam na studia, niewiele wiedziałam o teatrze. Dopiero przy okazji przygotowań do egzaminów na uniwersytet zetknęłam się z interpretacją tekstów mówionych. Wtedy zaczęłam więcej myśleć o grze aktorskiej.
Od dwóch lat grasz tytułową postać w spektaklu muzycznym „Jentl”. Jak trafiłaś do teatru?
Znałam ten tytuł, bo lata wcześniej oglądałam film „Jentl” z Barbarą Streisand w roli głównej, skądinąd piękny. Co więcej, jeden z utworów z tego filmu przygotowałam na egzamin wstępny na studia. Kiedy więc byłam już na pierwszym roku i usłyszałam o castingu, to po prostu postanowiłam się zgłosić. Brało w nim udział ok. 300 aktorek, był trzyetapowy. Nie wiem, jak to się stało, ale dostałam tę rolę (śmiech). Jestem za to ogromnie wdzięczna.
Znowu twoja osoba rezonuje z tematyką żydowską…
Tak, to wszystko łączy się w jedną całość. Nic w życiu nie dzieje się bez przyczyny. Gdybym nie pojawiła się kilka lat temu na festiwalu żydowskim w Poznaniu, zapewne nie grałabym teraz roli Jentl.
Przy okazji zapraszam 2 grudnia do Klubu Dowództwa Garnizonu w Warszawie, gdzie ponownie zagramy spektakle. „Jentl” w głównej mierze mówi o wolności, więc myślę, że każdy znajdzie w nim cząstkę siebie. Warstwa muzyczna jest również piękna, inna niż w filmie, bo kompozycje należą do Hadriana Filipa Tabęckiego. Warto posłuchać.
Jaki jest dotychczasowy odbiór spektaklu?
Ukazało się już kilka bardzo przychylnych recenzji. Na przestrzeni tych dwóch lat bardzo dużo też się we mnie zmieniło. Teraz inaczej podchodzę do swojej roli i w każdym spektaklu odkrywam zupełnie inne emocje, dlatego jestem w stanie utożsamić się z Jentl. To z pewnością przekłada się na odbiór.
Masz również na swoim koncie zagrany epizod w filmie Wojciecha Smarzowskiego „Wesele” z 2021 roku.
To prawda, byłam jedną ze statystów. Wspominam to jako piękną i bardzo emocjonującą przygodę. Grałam w scenie, w której wbiegaliśmy do płonącej stodoły. Zdawałam sobie sprawę, że jestem na planie filmowym, ale wszystko wyglądało tak realistycznie, że właściwie nie musiałam grać, przerażenie samo malowało się na twarzy. Miałam tez przyjemność zagrać epizod w filmie „Filip” w reżyserii Michała Kwiecińskiego. Jeśli dobrze się przyjrzeć, to można mnie tam dostrzec…
Jaką przyszłość wiążesz z aktorstwem?
Mam nadzieję, że kiedyś zagram większą rolę w filmie (śmiech). A tak serio, zależy mi na tym, żeby występować w spektaklach muzycznych. W ogóle ciężko to teraz określić, bo na przestrzeni lat dużo się zmieniło w mojej głowie. Na początku studiów byłam zafiksowana na punkcie teatru, aktorstwa, a teraz moja ścieżka zbacza w stronę sceny estradowej i pisania własnej muzyki. Choć to wcale nie musi się wzajemnie wykluczać, może nawet będzie zazębiać…
Miałem okazję posłuchać twojego występu na żywo. Było to bodaj 5 lat temu w Zielonej Górze, miałaś wtedy 17 lat i już wtedy zachwycałaś na scenie. Dziś masz 22. Ile przez ten czas się zmieniło? W jakim miejscu jest teraz twoja kariera?
To było tak dawno? (śmiech) Sporo się u mnie zmieniło, przede wszystkim życiowo i wokalnie. W jakim jestem momencie? Myślę, że to dopiero początek czegoś pięknego, co zaczyna rozkwitać. Mam za sobą dużo rzemieślniczej pracy. Teraz jestem na pewno bardziej świadoma tego, co robię na scenie, dzięki czemu mogę więcej pokazać.
Widzimy dookoła przykłady bardzo młodych osób, które nagle trafiają na szczyty list przebojów, do show-biznesu i nie radzą sobie z dużym przypływem popularności. A twoja kariera toczy się zupełnie inaczej. Mam wrażenie, że wzrasta proporcjonalnie do wkładanej w nią pracy, stopniowo, krok po kroku. Dojrzewasz razem ze swoją muzyką.
Zgadzam się z tym, że ten świat nie jest prosty. Nie każdy jest gotowy, żeby wejść do niego, a wskoczyć to już w ogóle. U mnie faktycznie wszystko naturalnie się odbywa. Idę krok po kroku do przodu, z czego bardzo się cieszę. I – nie boję się tego powiedzieć – moja kariera jest okupiona ogromem pracy. To nie jest łatwy kawałek chleba. Ja jednak lubię dużo pracować i staram się poświęcać temu jak najwięcej czasu. Czuję też ogromną wdzięczność za to, co dostałam i jak wygląda moja ścieżka. Mam nadzieję dalej podążać tym może wolnym, ale naturalnym torem rozwoju.
*Aleksandra Idkowska – studentka IV roku Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawie, specjalizacja: musical na wydziale wokalno-aktorskim. Absolwentka klasy fortepianu Poznańskiej Szkoły Muzycznej II st. Laureatka Festiwali o randze ogólnopolskiej i międzynarodowej, m.in. laureatka II nagrody 25. Festiwalu „Pamiętajmy o Osieckiej” 2022, 1 miejsce w II Ogólnopolskim Festiwalu „Niemen inspiracje” 2023, l nagroda w II konkursie musicalowym organizowanym przez Amuz w Poznaniu 2023. W 2021 r. zadebiutowała na deskach Teatru Żydowskiego w Warszawie jako odtwórczyni roli tytułowej spektaklu muzycznego „Jentl” w reżyserii Roberta Talarczyka, z kompozycjami Hadriana Filipa Tabęckiego. Odtwórczyni roli Marii Ajzensztadt tzn. „Słowika Getta” w performance „Pif Paf in piach” Teatru Żydowskiego w reż. Gołdy Tencer. Wokalistka w projektach Darka Malejonka: „Tak jak byśmy nigdy nie istnieli”, „Odwagą serca bijące”, „Jak skała na morzu. O Polskości Pomorza”. Wokalistka w zespole Petersburski Junior Band: „Szczęśliwa trzynastka”, „Droga do Warszawy”. Uczestniczka programu Szansa na Sukces Opole 2020 i 2022.